Korony są przeważnie na głowach, a koronki na zębach. Różnica jest aż nadto widoczna. Co w takim razie oznacza "Korona Ziemi"? Tym, którzy nie czytają tzw. prasy kolorowej, wyjaśniam, że jest to zbiór najwyższych wzniesień wszystkich kontynentów Ziemi.
A więc przedstawmy "Koronę Ziemi":
1. Europa - Elbrus (18510 stóp),
2. Azja - Mt. Everest (29050 stóp),
3. Płn. Ameryka - Denali (20120 stóp),
4. Płd. Ameryka - Aconcagua (23034 stóp),
5. Afryka - Kilimanjaro - Kibo (18230 stóp),
6. Oceania - Carstenz Pyramid (16135 stóp),
7. Antarktyda - Mt. Vinson (16780 stóp).
"Korona Ziemi" to temat znany nawet przeciętnemu Polakowi. Do tej chwili kilkadziesiąt osób na świecie zrealizowało ten projekt. Kobiety, mężczyźni, solo i w zespołach, szybko i wolno. W Polsce zaawansowane projekty zdobycia "Korony" ma parę osób np. Ryszard Pawłowski lub Anna Czerwińska. W zgodnej opinii fachowców "Korona Ziemi" to w dużej mierze problem finansowy. Góry są rozrzucone po całym świecie, a podróże kosztują. Pod względem wspinaczkowym "Korona Ziemi" jest zróżnicowana. Są góry technicznie banalne, wręcz trekkingowe, ale są też takie na których trudności, wysokość i niskie temperatury mogą być barierą nie do przebycia. Nie ukrywam, że ten projekt mnie też zafascynował. Sam na sam z takim wyzwaniem. Tropik, antarktyka, wysokość. Czy można pragnąć czegoś lepszego? Można się odmrozić, oparzyć tropikalnym słońcem, być pokąsanym przez gady i owady, przebitym włócznią przez miejscowego partyzanta, zagubionym w antarktycznych pustyniach. Można też zostać chwalebnie zakładnikiem jakiegoś Frontu Wyzwolenia i tracić elementy swego ciała, wysyłane jako argumenty przetargowe w rozmowach "pokojowych" z miejscowym reżimem. Gorąco zapraszam do współzawodnictwa. "Korona" czeka nadal na Polaka lub Polkę.
Chciałbym przedstawić inną propozycję, tzw. "Koronkę Ziemi". Uważny czytelnik od razu domyśli się, że chodzi tu o drugie co do wysokości szczyty na wszystkich kontynentach. Idea prosta, będąca powieleniem "Korony", ale warta obszerniejszego omówienia. A więc znowu zaczynamy odliczankę:
1. Europa - Szchara (17160 stóp)
Każda droga wspinaczkowa na Szcharę jest bez porównania trudniejsza niż droga na Elbrus. Najczęściej stosowana jest droga przez północno-wschodnią grań, na której spotyka się średnie trudności techniczne (III st., 55 stopni nastromienia śniegu i lodu). Wszystko to powoduje, że Szchara jest górą wymagającą umiejętności wspinaczkowych skalnych i lodowych, a trudności obiektywne powodują, że trzeba trochę się sprężyć, aby wejść na nią. Dotarcie na Kaukaz też nie jest łatwe. Ponoć wystarczy dogodać się z miejscową mafią i powrót w polarze bez cerowania na plecach jest pewny. Dolara dziennie podobno kosztuje asysta przedstawiciela "firmy" (cennik na rok 1996). Razem wszystko to składa się na niezłą przygodę.
2. Azja - K2 (28250 stóp)
O K2 nie trzeba dużo pisać. Wystarczy powiedzieć, że na tę górę nie ma łatwego wejścia, a zmienna i niestabilna pogoda może zamienić egzotyczną wycieczkę w przygodę życia. Najłatwiejsza droga wiedzie przez południowo-wschodnią grań zwaną także żebrem Abruzzów. Droga w dolnej części nietrudna, głównie śnieżna (wyjątkiem jest komin Housea - V st., drabiny, etc.), w górnej przechodzi w szeroką grań z długim plateau zwanym Ramieniem K2. Wysoko w kopule szczytowej piętrzą się ostatnie trudności techniczne w postaci wąskiego i stromego kuluaru lodowego zwanego Butelką. Tu się przeważnie spada. Na K2 jest zawsze tłoczno; dużo ludzi, dużo lin i namiotów, a wejść mało. To o czymś świadczy.
3. Płn. Ameryka - Mt. Logan (19850 stóp)
Mt. Logan położony jest urokliwie w górach Kanady blisko granicy z Alaską w masywie St. Elias. W pobliżu jest jeden z największych lodowców, lodowiec Sewarda, a pogodę w tym rejonie kształtuje bliskość Zatoki Alaskańskiej. Normalna droga na Mt. Logan wiedzie przez tzw. King Trench i jest podobna do drogi na Denali przez West Buttress. Mt. Logan broni się swą niedostępnością. Każda wycieczka w te okolice musi zająć 2-3 tygodnie. Plateau podszczytowe i sam szczyt są wystawione na szybko nadchodzące i gwałtowne sztormy, głównie z morza. Prostsza ale trudniejsza technicznie jest droga wschodnią granią a już tzw. Hummingbird Ridge to cel "tylko dla orłów". Ta grań miała tylko jedno przejście. Czyli alpinizm na całego.
4. Płd. Ameryka - Ojos del Salado (22637 stóp)
Jeśli chcesz najpierw zamarznąć na śmierć a potem umrzeć z pragnienia na pustyni Atacama, to udaj się pod Ojos del Salado w Chile. To prawdziwie polska góra. Jej pierwszymi zdobywcami byli J. Wojsznis i J. A. Szczepański w 1937 roku. Ojos del Salado to wulkan, na szczęście funkcjonujący w niewielkim stopniu. Trudności technicznych się tu nie spotyka, jedyny problem to brak wody. Pustynia Atacama skutecznie wsysa całą wodę ze stoków Ojos de Salado, więc większość wypraw zabiera cały zapas wody z miejscowości Copiaco w Chile. Na Ojos del Salado prawdziwego alpinizmu się nie spotka ale uważać trzeba. Góra o takich wymiarach nie jest trywialna.
5. Afryka - Mt. Kenya (17058 stóp)
Wejście na Mt. Kenya to niezła wspinaczka w porównaniu z trekkingowym Kilimanjaro. Techniczne trudności skalnych partii drogi sięgają 5.5 w amerykańskiej skali. Pod ścianę dociera się autobusem z Nairobi. Najlepsze warunki są w okresie zimy tj. między grudniem a marcem. Jeśli interesujesz się drogami lodowymi jak Diamentowy Kuluar to najlepsza pora jest między czerwcem a październikiem.
6. Oceania - Ngga Pulu (16009 stóp)
Ngga Pulu jest o wiele łatwiejszym celem niż jego sąsiad Carstenz Piramid. Aby dostać się pod tę górę należy stracić co najmniej tydzień na domarsz z miejscowości Ilaga na Irian Jaya (zachodnia, indonezyjska część Nowej Gwinei). Normalna droga to wędrówka do czoła doliny Meren skąd trochę po śniegu na szczyt. Bardziej wymagająca jest północna ściana, częściowo jeszcze dziewicza. Problemem nie jest samo wspinanie ale przyroda tropikalna, potyczki partyzanckie i indonezyjska biurokracja.
7. Antarktyda - Tyree (16290 stóp)
Tyree jest trudniejszą górą od Mt. Vinson. Tak twierdzą eksperci. Domarsz do tej góry też jest problemem logistycznym. Pierwsi zdobywcy Tyree weszli od przełęczy oddzielającej Mt. Gardner od Tyree. Drugie wejście (i ostatnie - jak dotąd) jest dziełem Mugsa Stumpa (weteran doliny Yosemite) zachodnią ścianą. Najlepszy termin to od listopada do lutego. Świeci wtedy słońce, temperatury są iście księżycowe i jest niewielu wspinaczy. Jak miło. A więc podsumujmy. Dojazd trudny i kosztowny, klimat raczej odpychający, a trudności syte. Wycieczka zaczyna się w Punta Arenas w Chile.
No to co? Jak wam się to podoba? Nikt jeszcze tego nie zrobił.
Piotr Pustelnik
w 1997 r.
Akademicki Klub Górski w Łodzi - Strona Domowa
Uwagi dotyczące Strony AKG Łódź prosimy kierować do:
Tomek Papszun.
Data ostatniej modyfikacji (Last modified): 1998.07.13.