Telekomunikacja Polska S.A. Łódź
Akademicki Klub Górski w Łodzi
Piotr Pustelnik
Piknik pod wierzchołkiem
(K2 -- 14 sierpnia 1996)
Streszczenie
W dniach od 22 czerwca do 15 sierpnia 1996 roku działała w bazie pod
północną ścianą K2 międzynarodowa wyprawa alpinistyczna w składzie:
Krzysztof Wielicki (kierownik), Marco Bianchi (Włochy), Carlos Buhler
(USA), R.D. Caughron (USA), Józef Goździk, Marek Grochowski,
Christian Kuntner (Włochy), Ryszard Pawłowski, Piotr Pustelnik, Marek
Rożniecki (lekarz), Piotr Snopczyński. Jej celem było wejście
północnym filarem.
Wyprawa założyła obozy na wysokości, odpowiednio : I - 5500 m,
II - 6600 m, III - 7500 m, IV - 7800 m.
Założono liny poręczowe o łącznej długości około 4000 m.
Wierzchołek osiągnęli: 10 sierpnia - K. Wielicki, M. Bianchi i Ch. Kuntner
zaś 14 sierpnia - R. Pawłowski i P. Pustelnik. Wyprawa wróciła do kraju
4 września br.
W bazie pod K2 od strony północnej oprócz naszej wyprawy przebywali
również Rosjanie z klubu alpinistycznego w Togliatti. 14 sierpnia dwóch
członków tej wyprawy weszło na szczyt K2.
Dolina Shaksgam.
Fot.: P. Pustelnik; sierpień 1996
Noc z 13 na 14 sierpnia w klaustrofobicznie małym namiocie obozu
IV przebiegła na spokojnych, zgoła leniwie wykonywanych rutynowych
czynnościach. Gotowanie, picie, gotowanie, picie, krótkie, żołnierskie
dialogi ("Może batona?" - "Nie, dziękuję"). Krótka zakończona porażką
walka z pożyczoną od Krzyśka czołówką. Wierna jak wachmistrz Soroka
latarka z używaną od lat baterią litową o legendarnej trwałości
zakończyła pracę w sposób zdecydowany i nieodwołalny. Nawet krótka
homilia wygłoszona w intencji ożywienia baterii nie przyniosła rezultatów.
O drugiej w nocy nieodwołalnie wyszliśmy z namiotu. Jeszcze krótka
rozmowa w narzeczu zbliżonym do języka rosyjskiego z Rosjanami z
sąsiedniego namiotu i jumar szczęknął na pierwszej linie poręczowej.
W bazie pod K2.
Fot.: P. Pustelnik; sierpień 1996
Gdyby ktoś z boku obserwował nasze poczynania, ubawiłby się
setnie. Będąc posiadaczami jednej sprawnie działającej latarki,
poruszaliśmy się jak jeden czteronożny, dwujumarowy i dwuczekanowy
pojazd samobieżny. W konkurencji "marsz synchroniczny w głębokim
śniegu" zdobylibyśmy zapewne mistrzostwo świata. Ale żarty na bok.
Synchronicznie czy nie poruszaliśmy się znacznie szybciej niż podczas
zakończonej wycofem próby w dniu 10 sierpnia. Powodów tego faktu
upatruję w znacznie lepszych warunkach śniegowych i naszej
ultymatywnej determinacji (był to ostatni dzień wyprawy). Wiał silny wiatr
zdmuchując z górnych partii wielkiego kuluaru niewielkie lawiny pyłowe.
O wschodzie słońca znaleźliśmy się w miejscu wycofu z 10 sierpnia.
W drodze do obozu I.
Fot.: P. Pustelnik; sierpień 1996
Krwisto czerwony wschód słońca przez dłuższą chwilę zatrzymał mój
marsz w górę. W końcu wspinamy się dla pięknych widoków więc nie
można przejść obojętnie nad takim cudem natury. W kuluarze
wyprowadzającym w lewo na pola podszczytowe trafiliśmy na zasypaną
śniegiem ale dobrze widoczną transzeję imienia Krzysztofa Wielickiego.
Tu mała dygresja. Transzeja powstała 10 sierpnia w wyniku
zdeterminowanej działalności Krzyśka w charakterze koparki bądź
ratraka. Towarzyszący mu Włosi zachowali się jak prawdziwi
dżentelmeni pozwalając mu na prowadzenie aż do wierzchołka. Była to
tylko kwintesencja ich konsekwentnego postępowania w trakcie całej
wyprawy. Zawsze po dżentelmeńsku ustępowali drogi pozwalając
osobom im towarzyszącym na torowanie w głębokim śniegu. Ale
mniejsza o złośliwości. Transzeja budziła podziw i respekt. Wszedłem w
nią jak przecinak w masło roślinne i zdziwiłem się z przerażenia. pod
cienką warstwą śniegu był żywy lód. Rysiek wygłosił krótkie
ostrzeżenie: "Uważaj" i ruszyliśmy dalej. Transzeja mogłaby niewidomego
wyprowadzić na pola podszczytowe.
Obóz I.
Fot.: P. Pustelnik; sierpień 1996
Zaczął wiać wiatr. Na szczęście
niezbyt mocny. Zacząłem nabierać pewności, że pogoda dopisze nam i
może po raz pierwszy w życiu będę miał bezchmurne niebo nad głową
stojąc na wierzchołku. Złapałem się na tym, że myślę o wejściu jak o
fakcie dokonanym a przecież do wierzchołka zostało około 5 godzin
marszu. Tymczasem pola podszczytowe ciągnęły się w nieskończoność.
Wreszcie kiedy już zwątpiłem, czy nie chodzimy po tym masywie w
kółko, wyszliśmy na niewielkie plateau za którym zobaczyłem stromy,
niezbyt długi stok. Zrobiło się ciepło i mało wietrznie. Tempo spadło.
Chyba miałem nieco mętne spojrzenie bo Rysiek popatrzył na mnie z
uwagą i zaproponował ugotowanie herbaty. Dokładnie, wyraził się tak:
"Może się napijemy?". Na tak sformułowane staropolskie zapytanie żaden
Polak nie odpowie przecząco. No i piknik pod wierzchołkiem stał się
faktem. Gotowanie, picie, prawdziwy relaks. Rysiu, mówiłem to wiele
razy i teraz też powtórzę: Miałeś wspaniały pomysł z tym gotowaniem.
Poczułem się niesłychanie zrelaksowany i do góry ruszyliśmy jak
myśliwce typu Spitfire.
P. Pustelnik w rosyjskiej grocie śnieżnej w obozie II
Sierpień 1996
Po czterdziestu minutach zobaczyliśmy w
najbliższej odległości kolorowy trianguł czyli po polsku trójnóg. To
jakaś nowa forma zaznaczania, gdzie jest geograficzny wierzchołek. Jeszcze
chwila i padliśmy sobie w ramiona. Niemożliwe stało się możliwym. Dwa
miesiące pracy, wyczekiwania, zwątpień i nadziei i tak po prostu udało
się. Krótka chwila radości. Spacerowałem po wielkim jak boisko do
koszykówki wierzchołku przywołując do pamięci tych którzy stali tu
pierwsi i nie tylko. Potem zdjęcia, rozmowy z bazą. Po kilkudziesięciu
minutach dołączył do nas Siergiej Pencow z sąsiedniego teamu. Był
zmęczony i jakiś nostalgicznie smutny. Chyba obawiał się o swoich
kolegów, którzy jeszcze byli sporo od wierzchołka. Szaleństwo zdjęciowe
dobiegło końca i przyszedł czas na pożegnanie się z wierzchołkiem. Na
górze zostaje Siergiej czekając na Carlosa i Igora. Nad wierzchołkiem
zaczął wiać silny wiatr i nadciągnęły chmury.
Piotr Pustelnik na wierzchołku K2 (8611 m).
14 sierpnia 1996
Schodziliśmy szybko. Byle
do lin poręczowych. Po nich do namiotu jak po sznurku. Byle zdążyć
przed zmrokiem. Udało się. Około siódmej siedzieliśmy w namiocie.
Rosjan ani widu ani słychu. Po zmroku wiatr zaczął hulać z mocą
huraganu. Niepokój o Rosjan sięgnął zenitu. Siergiej zmęczony i
wychłodzony dotarł około dziesiątej wieczorem. Gdzie są pozostali? W
górze przez tumany zdmuchiwanego wiatrem śniegu widać było nikłe
światełko. Szli.
Zmęczenie wprowadziło nas w półsenny letarg. Może
dlatego nie zarejestrowałem w pamięci momentu dojścia Carlosa do
namiotu obozu IV. Podobno wymamrotał tylko: "Igor został i będzie
biwakował" i padł półprzytomny ze zmęczenia. On spał a na łączach
między naszym obozem a bazą aż się gotowało. Całą noc trwały
gorączkowe narady. Co robić? W czwórce sami zmęczeni ludzie, którzy
nawet z tlenem nie zaszliby daleko, na zewnątrz zamieć i silny, lodowaty
wiatr. Szanse Igora i tak nikłe spadały z minuty na minutę. Świadomość
tego odbierała nam sen i jakąkolwiek satysfakcję z wejścia na
wierzchołek. Rankiem bardziej łudząc się niż myśląc racjonalnie,
czekaliśmy wbijając oczy w stok powyżej obozu. Żadnych śladów.
Północna grań widziana spod ściany.
Fot.: P. Pustelnik; sierpień 1996
Wreszcie przyszedł czas na zejście w dół, do bazy. Wzroku Siergieja,
schodzącego jako ostatni nie zapomnę do końca życia. Tam w dole już
nie czekały namioty bazy. Bazy już nie było. Zostali tylko Krzysztof i
Doktor. Czekali do końca. Aż dojdziemy cali i zdrowi do namiotów
rosyjskiej bazy. Tak kończyły się dla nas dwa szczytowe dni. Dni trudu,
satysfakcji, strachu i żalu. Wryły mi się w pamięć na zawsze.
Piotr w gronie Rosjan po zejściu z K2.
Sierpień 1996
Piotr Pustelnik
-
P.S.
-
Wszystkim polskim uczestnikom wyprawy dziękuję za to że byli.
Ryśkowi najserdeczniej.
Piotr
Roman Sadowski, P. Snopczyński, K. Wielicki,
J. Goździk, R. Pawłowski, M. Grochowski, M. Rożniecki.
Fot.: P. Pustelnik; sierpień 1996
Krzysztof Wielicki po zejściu z Góry.
Fot.: P. Pustelnik; sierpień 1996
Marek Grochowski gratuluje Piotrowi po powrocie.
Sierpień 1996
K2 -- górna część północnego filara.
Fot.: P. Pustelnik; sierpień 1996
Mt. Everest -- północna ściana z bazy na lodowcu Rongbuk Centralny.
Fot.: P. Pustelnik; maj 1995
Akademicki Klub Górski w Łodzi - Strona Domowa
Do strony głównej (Main page)
Uwagi dotyczące Strony AKG Łódź prosimy kierować do:
Tomek Papszun.
Data ostatniej modyfikacji (Last modified): 1997.01.06.