Telekomunikacja Polska S.A. Łódź

Akademicki Klub Górski w Łodzi


Marek Rożniecki

Jak zdobywano K2

(reportaż z wyprawy w 1996 r.) - cz. 1



Część 1 - "Niepowodzenia i klęski"

Jest takie powiedzenie, że wyprawa w góry wysokie jest nieudana, jeśli w czasie jej trwania nie myśli się już o następnej. Nasza wyprawa na Mount Everest zakończyła się pełnym sukcesem: nie tylko Piotr Pustelnik, Ryszard Pawłowski i dwaj Włosi weszli na wierzchołek najwyższej góry Ziemi ale już wtedy wiadomo było, że w roku następnym spróbujemy zorganizować wyjazd na K2, drugą górę świata.

Zanim jednak przejdę do wspomnień z tej wyprawy chciałbym przypomnieć historię odkrycia i zdobycia tej przepięknej i nadzwyczaj trudnej góry.

K2 czy "Carewicz Mikołaj"

W 1856 roku topografowie angielscy prowadzący prace w ramach Survey of India w Karakorum, a kierowani przez kpt. T. G. Montgomerie, dostrzegli ze wzniesienia Haramukh w Kaszmirze ogromną górę, zdecydowanie przewyższającą wszystkie otaczające ją wierzchołki. Zupełnie przypadkowo góra ta otrzymała nazwę K2 (ang. "key-two"). W czasie sporządzania siatki pomiarowej przyjęto wówczas do oznaczenia szczytów literę K (od Karakorum) oraz liczby dla oznaczenia kolejnych od zachodu ku wschodowi wierzchołków i tak nasza góra oznaczona została K2. Naturalnie natychmiast rozpoczęto poszukiwania nazwy miejscowej. Nie znaleziono jej jednak. Próbowano więc stworzyć miano krajowe i tak w języku kashmiri górę tę nazwano Lamba Pahar, a w języku balti Chogori, co w jednym i drugim oznacza Wielką Górę. Jednak zarówno w miejscowej jak i światowej toponomastyce nazwa K2 jest najpowszechniej używana.

W 1861 r. do podnóża góry dotarła ekspedycja kierowana przez angielskiego oficera płk. Henry'ego Havershama Godwina-Austena. Pomiaru wysokości góry dokonano z dziewięciu różnych, wysoko położonych stanowisk i ustalono jej wysokość na 8611 m (28253 stopy). I tu ciekawostka: niezależnie od Anglików szczyt ten od północy (sic!) odkryty został przez Polaka Bronisława Grąbczewskiego, który będąc kapitanem w służbie carskiej brał udział w licznych wyprawach do Kaszgarii i chińskiego Turkiestanu. Podczas jednej z nich, posuwając się wzdłuż doliny Shaksgam, w październiku 1889 r. ujrzał "wspaniały szczyt, który wznosił się wysoko ponad ogólne pasmo Himalajów, błyszcząc w słońcu przepięknymi lodowcami". Grąbczewski zaproponował dla niego nazwę "Szczyt Cesarzewicza Mikołaja" - na cześć protektora i fundatora swej wyprawy. Na szczęście nazwa ta nie przyjęła sie nawet w Rosji. Góra ta zbudowana z ortognejsu, leżąca w głównym paśmie Karakorum, przedstawia się jako ogromna piramida z każdej strony górująca 600-1000 m ponad otaczającymi ją wierzchołkami.

Pierwsi byli Anglicy

Jak to zwykle bywa gdy zostanie odkryta nowa góra, rodzi się chęć jej zdobycia. I tak w 1902 r. Anglik Oscar Eckenstein zorganizował międzynarodową wyprawę na K2. Wyprawa wyruszyła ze Srinagaru w Kaszmirze 28 kwietnia aby 23 maja po przebyciu przełęczy Zoji-La (3529 m), dolinami rzek Dras i Indus dotrzeć do Skardu. Do podnóża góry zostało jeszcze ponad 200 km. Bazę (5710 m) założono 20 czerwca i tydzień później rozpoczęto działalność górską. Pierwszym zadaniem było wytyczenie jak najdogodniejszego szlaku do zaatakowania góry. Po dokładnym obejrzeniu stoków K2 i dotarciu przez Vessely'ego na Skyang-La (6233 m) ustalono, że atak powinien nastąpić granią północno-wschodnią. Jednak trudności techniczne, zła pogoda, epidemia grypy spowodowały, że czołowi wspinacze - Pfannl i Vessely wycofali się z wysokości ok. 6600 m i 4 sierpnia cała wyprawa opusciła bazę.

Książęce żebro

Trzeba było czekać długich 7 lat aby ponownie alpiniści stanęli u stóp K2. Była to ogromna włoska wyprawa kierowana przez bardzo doświadczonego podróżnika Luigi Amadeo di Savoia księcia Abruzzów. W skład ekipy wchodzili m. in. topograf Federico Negrotto (jego imieniem nazwano przełęcz pomiędzy Angelusem a filarem południowym), lekarz i geograf dr Filippo de Filippi, znakomity alpinista i fotograf Vittorio Sella, którego zdjęcia robione na szklanych płytach formatu 18x24 cm są nadal wręcz niedoścignionym wzorem, trzej przewodnicy z Courmayeur pod Mt. Blanc: Joseph Petigax, Alexis i Henri Brocherel oraz czterej tragarze alpejscy.

Trasą podobną jak poprzedników ogromna karawana złożona z alpinistów i 360 kulisów dotarła do Urdukas już w drugiej połowie maja. Sama baza stanęła na wysokości 5033 m i stąd od 26 maja rozpoczęto systematyczne poszukiwania właściwej, rokującej szanse powodzenia drogi na szczyt. Odkryto boczny lodowiec idący ku zachodowi, któremu książę nadał swą rodową nazwę Savoia. Uznano, że zarówno zachodnia jak i wschodnia ściana nie dają żadnych szans powodzenia. Alexis Brocherel po dokładnym rozpoznaniu przekonał księcia, że czwarte od zachodu żebro w grani południowo-wschodniej, co prawda o wysokości 2000 m, rokuje nadzieję na przeprowadzenie ataku. Jednak zniechęcony miernymi postępami wyprawy książę zrezygnował z prób zdobycia góry i rozpoczął działalność na Skyang Kangri i Chogolisie. Na tej ostatniej osiągnięto wysokość 7500 m, co było ówczesnym rekordem wysokości. Po wyprawie pozostała także nazwa odkrytego żebra, które do dziś nosi nazwę Żebra Abruzzi.

Przybysze zza wielkiej wody

Zrażeni niepowodzeniami dwóch silnych wypraw alpiniści nie czuli się na siłach, aby atakować K2. Wszystkie oczy zwrócone były na łatwiejszy technicznie ale wyższy Mt. Everest. Nie próżnowali natomiast kartografowie, którzy w 1929 r. pod kierownictwem Aimone Roberto di Savoia księcia Spoleto opracowali mapę K2 w podziałce 1:25000, a M. Spender z Shaksgam-Expedition w 1937 r. skartował północną stronę masywu.

W 1938 r. pod górą pojawili się po raz pierwszy Amerykanie, których zasługi w zdobywaniu drugiego szczytu świata okażą się ogromne. Kierownictwo ekspedycji American Alpin Club powierzył młodemu lekarzowi, ale doświadczonemu alpiniście, 25-letniemu lekarzowi Charlesowi S. Houstonowi. Oprócz wypróbowanych w najwyższych górach Alaski i Kolumbii Brytyjskiej wspinaczy, w wyprawie brało udział sześciu "Tygrysów" - doświadczonych Szerpów z uchodzącym podówczas za najlepszego sirdara, Pasangiem Kikuli.

Zamiast od razu rozpocząć działalność na żebrze Abruzzi wspinacze badali możliwości wejścia różnymi drogami, tracąc czas, którego potem zabrakło. Dopiero 5 lipca z obozu drugiego ruszają House i Petzold. Wspinaczka była trudna i bardzo eksponowana. Zawieszono 300 m lin poręczowych. Ponad obozem IV jedyną możliwość wejścia wyżej stwarzał idący skośnie 45-metrowy komin, który po 4-godzinnym trudzie pokonał House. Po dziewiętnastu dniach wkoszono w końcu całe żebro aż do Ramienia, skąd można już było myśleć o przeprowadzeniu bezpośredniego ataku na szczyt. Wybrano - jak się okazało błędną - taktykę "rush-up" tj. jednego ale szybkiego ataku, w owych czasach całkowicie nierealną. Osiągnięto wysokość 7900 m i to było wszystko. Jednak wyprawę należało uznać za bardzo udaną. Udowodniono, że Żebro Abruzzi jest do zrobienia, że powyżej niego należy założyć co najmniej dwa obozy aby móc myśleć o wierzchołku.

Amerykanie po raz drugi

W 1939 r. czyli niecały rok później znów Amerykanie zjawiają się pod K2. Wyprawa kierowana przez znakomitego alpinistę Fritza H. Wiessnera jest jednak znacznie słabsza od poprzedniej, a o uczestnictwie w niej decydowały głównie względy finansowe. Na dodatek pogoda była znacznie gorsza niż poprzednio.

5 lipca Amerykanie założyli obóz VI (7100 m). 14 lipca z obozu VII w kierunku wierzchołka wyruszyli Wiessner, Wolfe i Pasang Dawa Lama. Sirdar Pasang Kikuli ze względu na odmrożone nogi pozostał w obozie VI. Znakomity wspinacz skalny Fritz Wiessner wspinał się wśród trudności, które ocenił na V stopień, a może i więcej. Gdy do końca trudności pozostało już niewiele, psychicznie załamał się Pasang Dawa, który owinął linę wokół haka i po prostu nie pozwolił Wiessnerowi iść wyżej. W trakcie zjazdów lina zaczepiła się o przyczepione do plecaka obie pary raków, które urwały się i spadły na lodowiec Godwin Austen. Dwa dni później podjęli kolejną próbę, która też skończyła się porażką. Spędzili czwartą noc w obozie IX na wysokości 7900 m.

22 lipca zaczęli schodzić. W obozie VIII spotkali zmęczonego i od dwóch dni nic nie jedzącego Wolfe'a. Schodzili razem. Niedaleko przed obozem VII Wolfe poślizgnął się na stoku i wszyscy polecieli w dół. W ostatniej chwili Wiessnerowi udało się zahamować nad 2000-metrowym obrywem. Dotarli do obozu VII, który okazał się być pusty, bez jedzenia i sprzętu biwakowego! Wolfe zdecydował się zostać i czekać na pozostałych członków wyprawy, którzy mieli donieść zaopatrzenie przed kolejnym atakiem szczytowym. Tymczasem schodzący Wiessner i Pasang zastali kolejne obozy opuszczone i pozbawione sprzętu. Szerpowie uwierzyli zapewnieniom Thendrupa, który jakoby na własne oczy widział, że "wielka lawina zasypała sahibów" i zlikwidowali wszystkie obozy. Po wyjaśnieniu tragicznego nieporozumienia wyruszyła natychmiast akcja ratunkowa. 29 lipca dotarli do obozu VII, gdzie zastali całkowicie osłabionego Wolfe'a, który odmówił zejścia na dół obiecując, że gdy odpocznie jeszcze jedną noc, to zejdzie sam. Nic błędniejszego. Na tej wysokości się nie odpoczywa. Na tej wysokości się ginie. Po przeczekaniu gwałtownej nawałnicy dopiero 31 lipca Pasang Kikuli mimo odmrożonych nóg wraz z Kitarem i Pintso ruszyli ku górze. Nikt już ich żywych nie zobaczył.

Śmiercionośna lawina

Minęło wiele lat w tym sześć lat wojny światowej. W 1953 r. znów Amerykanie stają pod górą. Prowadzona przez znanego nam już doświadczonego chirurga naczyniowego dr. Charlesa S. Houstona wyprawa była bardzo silna. Składała się z ośmiu spośród doświadczonych i najlepszych alpinistów, jakimi dysponowały Stany Zjednoczone. Zainstalowano wyciąg linowy, który pozwolił na szybki transport sprzętu i żywności przez bardzo trudny komin House'a. 31 lipca stanął obóz VIII na wysokości 7700 m. Zgromadziła się tam cała drużyna wspinaczy, pełna wiary w powodzenie. Mieli żywności na 12 dni, a do szczytu pozostało im 2-3 dni wspinania. Muszą zwyciężyć. W tajnym głosowaniu wybrano dwie dwójki szturmowe. Byli to Bell i Craig oraz Gilkey i Schoening. Postanowiono także nie podawać do publicznej wiadomości nazwisk zdobywców aby sława przypadła całemu zespołowi. Pogoda jednak była fatalna, niemniej humory wszystkim dopisywały.

Lecz 5 sierpnia Gilkey, od jakiegoś czasu skarżący się na bóle lewej łydki, zgłosił Houstonowi, że noga boli go coraz bardziej. Rzut oka tak doświadczonego chirurga wystarczył, aby rozpoznać zakrzep żylny. W parę godzin później rozpoczęto ewakuację. Zawiniętego w dwa śpiwory Gilkeya znoszono w kierunku obozu VII. Po przejściu 150 m wobec wielkiego niebezpieczeństwa lawin zawrócono. Stan Gilkeya uległ gwałtownemu pogorszeniu. Wystąpiły objawy embolii skrzepu do płuc. Chory oddychał z trudem, a tętno skoczyło do 140 uderzeń na minutę. Stan jego był krytyczny, mimo to zdecydowano się znosić go w dół. Gdy cała grupa była już niedaleko obozu VII, idący bardzo niepewnie z powodu odmrożonych nóg Bell poślizgnął się i pociągnął za sobą Streathera. Po chwili spadało już pięciu uczestników. Tuż nad przepaścią Schoeningowi udało się wyhamować upadek współtowarzyszy i uratować ich od niechybnej śmierci.

Na maleńkiej platformie rozbili namioty i postanowili przenocować. W tym czasie Gilkey leżał kilkadziesiąt metrów od nich uwiązany do dwóch wbitych w stok czekanów. Gdy obóz był już gotów, Bates, Streather i Craig wrócili po chorego. Nigdy go jednak nie znaleziono. Potężna lawina, której w szalejącej nawałnicy nawet nie usłyszeli, porwała chorego wraz z całym zabezpieczeniem. Zmęczeni i zrozpaczeni himalaiści jeszcze 5 dni schodzili do bazy. Kończąc wyprawę usypali kamienny kopiec i wmurowali tablicę ku czci Arta Gilkeya. Z latami tablic pro memoria na tym kopcu będzie niestety przybywać. Wyprawę tę dr Charles Houston podsumował pamiętnymi słowami: "Do wyprawy przystępowaliśmy jako obcy sobie ludzie, za to rozjeżdżaliśmy się jak bracia".

Cdn....


Akademicki Klub Górski w Łodzi - Strona Domowa

Do strony głównej (Main page)


Uwagi dotyczące Strony AKG Łódź prosimy kierować do:
Tomek Papszun.

Data ostatniej modyfikacji (Last modified): 1997.01.28.