Telekomunikacja Polska S.A. Lodz
Akademicki Klub Gorski w Lodzi
Magnetyczny list z Mt. Everestu
Zapis rozmow radiowych miedzy szczytem Everestu, a baza. 12.05.1995
Spisala Wioletta Gnacikowska
Piotr Pustelnik (Lodz) i Ryszard Pawlowski (Katowice) 12 maja 1995 r.
zdobyli Mount Everest. Kiedy Piotr i Ryszard byli na szczycie, Marek
Rozniecki (lekarz wyprawy) i Jozef Gozdzik (z chorym gardlem)
przebywali w bazie wysunietej na wysokosci 6400 m n.p.m. Marek chcial
napisac list do Zbyszka Terlikowskiego zwanego Krowa (z chora noga),
ktory byl w obozie przejsciowym na wysokosci 6000 m. Z czystego
lenistwa, zamiast pisac list zaczal nagrywac list na kasete. I
chwala mu za to, bo w tzw. miedzyczasie panowie Piotr i Ryszard
znalezli sie na szczycie skad telefonowali do bazy, a Marek z Jozkiem
w bazie, nie tracac zimnej krwi, wszystko nagrywali. Postaram sie
odtworzyc list z tasmy, choc z gory wiadomo, ze gazeta to nie radio i
niewiele mi wyjdzie z przekazania czytelnikom emocji.
12 maja (okolo godz. 11:15). Marek: - Czesc! Nie chce mi sie
pisac, dlatego doszedlem do wniosku, ze nagram ci, na twojej zreszta
kasecie, to co sie ostatnio dzieje i poprzez Japonke, ktora jutro
schodzi do bazy, przesle ci najnowsze wiesci. No wiec tak: wczoraj po
twoim odjezdzie... Poczekaj, zasapalem sie kur... Wczoraj po twoim
odjezdzie, prosze ciebie, o 17 bylo polaczenie. Piotr byl na 8.200,
natomiast ci szalency (Wlosi - przyp. red.) byli na 7.300... O, idzie
Japoneczka, to poczekaj, przerwe na chwileczke.
* * *
Okolo godziny 12:05. Marek: - No wiec tak: Japoneczka wygladala
urodziwie nadzwyczaj, dlatego, ze miala taka fajna chuste
nepalsko-indyjska na glowie i w ogole byla super-sexi. No, ale co sexi
to sexi. No wiec tak, oni byli na 7600 i chcieli isc wyzej, od razu na
8200 i od razu startowac na wierzcholek. Poniewaz pogoda sie troche
spierdo...., w zwiazku z tym zostali, prosze ciebie, na tych 7600 w
obozie i nocowali. Dzisiaj rano bylo polaczenie z nimi, takie ze
slychac bylo tylko bul-bam-bim i wiadomo bylo, ze ida na 8200. Co
do Piotra, to wiadomo bylo, ze wychodza o godz. 12 w nocy w kierunku
wierzcholka. Rano nie bylo dzisiaj zadnego polaczenia i o godz. 11:35
zglosil sie Rysio Pawlowski z wierzcholka, prosze ciebie, ze jest
piekna pogoda, ze jest cieplo, ze jest juz na wierzcholku, ze
Piotrek idzie okolo pol godziny za nim. Pol godziny minelo, a my
czekali cali drzacy, rozumiesz, ale mysle, ze lada sekunda zglosi
sie. To by bylo na tyle, jak tylko sie Piotrek zglosi to zaraz ci
nagram dalsza czesc.
* * *
Jakis czas pozniej. Marek: - No, kur.., w tej chwili sie
zglosil Rysio Pawlowski, prosze ciebie, ze nie widzi Piotra, mimo,
ze to pol godziny minelo. Troszke sie psuje tam pogoda. Faktycznie
bracie, tam jakies chmury, jak gdyby zaczynalo wiac, w zwiazku z tym
powiedzial, ze chce zejsc troche na dol i popatrzec, gdzie jest
Piotrek. Kur..! Nic nie moze byc prosto na tej wyprawie.
* * *
Marek: - Nie wiem Krowa, czy ci mowilem poprzednio (Do Jozka: -
Mowilem Joziu?). Gdzies tak okolo godz. 10 Jozio wypatrzyl przez
teleobiektyw swojego aparatu trojke ludzi przy samej kopule
szczytowej, na tym takim wielkim trojkatnym polu snieznym, ktorzy
szli prawa strona, a pozniej trawersowali w lewo, pod tymi ostatnimi
skalkami tuz przed szczytem. Przypuszczamy, ze to byla trojka Rosjan,
ktorzy wyruszali razem z Piotrem i Ryskiem okolo godz. 12 w nocy. I
teraz czekamy caly czas na wiadomosc, kur.., rozumiesz, o Piotrze.
Rysiek schodzi troszke nizej i tam bedzie go szukal w okolicach
wierzcholka.
* * *
Ze szczytu glos Ryska w sluchawce: (nie wiadomo co, bo
trzeszczy) - Odbior.
Marek do sluchawki: - Ryszard, dziekuje ci kochany za dobra
nowine, czekamy na wiadomosc, czekamy na wiadomosc. Caluje cie,
jeszcze raz gratuluje i jestesmy caly czas na nasluchu. Odbior.
Ryszard w sluchawce: - Zaraz jak dojdzie to sie polaczy.
Marek do siebie (chyba): - Kur..!
* * *
Jozek do sluchawki (glosem a'la Himilsbach, albo jeszcze gorszym - ma
zapalenie gardla): - Rysiek jestes na szczycie? Odbior.
Rysiek: - Powtorz jeszcze raz. Powtorz!
Jozek (jak wyzej): - Czy jestes na szczycie?
Rysiek (chichocze): - Powtorz jeszcze raz. Odbior.
Jozek: - Sluchaj Rysiek, czy jestes na szczycie jeszcze?
Rysiek: - Tak, jestem dokladnie na szczycie. A Piotr, piec minut i
jak dojdzie, dam mu radiotelefon. Odbior.
Jozek: - OK, fajnie.
* * *
Marek do dyktafonu: - Mam nadzieje Krowiasty, ze slyszales.
Rysiek jest na szczycie jeszcze. Piotr ma piec minut, mniej wiecej, do
szczytu. Jak tylko dojdzie, natychmiast bedzie polaczenie. Bede
trzymal blisko dyktafon, zeby nagrac ci cala rozmowe.
* * *
Jozek do sluchawki (glosem jak wyzej): - Slysze, ze bedzie
dobrze, odbior.
Rysiek: - (nie wiadomo co, bo trzeszczy) Z samego wierzcholka, daje
wam Piotrka.
Piotr: - Dzien dobry, Piotr. Odbior.
Jozek: - No czesc Piotr, wszystkiego najlepszego, kur..,
gratulacje. No nareszcie juz tam jestes kur.., odbior.
Piotr: - O Jezus Joziu, ta gora jest trudna! Naprawde! Nie
nabalem sie na zadnej tak bardzo, ale jest swietnie, naprawde, jest
wspaniale! Odbior.
Jozek: - Piotrus, pamietaj o, kur.., tym moim sponsorze,
jezeli go wziales to zrob fotki. Odbior.
Piotr: - Przykro mi strasznie, ale jest w obozie pierwszym.
Zapomnialem po prostu. Zreszta nie mam ani jednego, tez swojego. No
trudno.
Marek (glosem wzruszonym): - Piotrus, to ja doktor. Stary,
przypomnialem sobie, ze wczoraj mialem urodziny. Zrobiliscie mi
najlepszy prezent, jaki tylko mozna sobie wyobrazic. A jeszcze bedzie
lepszy, jak zaczniecie juz natychmiast i to za chwile spierda... na
dol.
Piotr ze szczytu: - Wszystkiego najlepszego zyczy ci dwoch
facetow z samej gory. Jeszcze jeden ci za chwile bedzie zyczyl.
Marek: - Piotrze, dziekuje ci serdecznie za zyczenia. Schodzcie
jak najszybciej i na jaka wysokosc chcecie sie zatrzymac, gdzie
chcecie nocowac. Odbior.
Piotr: - Powitamy cie jak nie dzis, to jutro. Jeszcze raz
wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Marek: - Dziekuje bardzo, caluje was. Sluchajcie, gdzie
bedziecie nocowac? Na jakiej wysokosci nocujecie?
Piotr: - Postaramy sie zejsc do dwojki. Postaramy sie zejsc do
dwojki, albo nawet do Przeleczy Polnocnej. Odbior.
Marek: - Dobra kochani, w takim razie jutro czekamy na was tutaj.
Schodzcie juz kochani. Oddaje wam Jozka. Jeszcze raz serdecznie wam
wszystkim gratuluje.
Jozek (glosem Himilsbacha): - No, wszystkiego najlepszego, kur..,
jeszcze raz. Sluchajcie, my jestesmy caly czas na nasluchu. Jak sie
zatrzymacie na noc, polaczcie sie z nami, to ustalimy plan na jutro.
Odbior.
Piotr, albo Rysiek (ale chyba raczej Piotr): - Dobra. Sprobujemy
polaczyc sie o godzinie 5, bo zejscie jest na prawde trudne. Zrobimy
jeszcze pare zdjec. To na razie chlopcy. Dziekujemy! Calujemy, czesc,
do zobaczenia jutro.
Jozek: - OK, uwazajcie w zejsciu, wezcie sobie kawalek, kur..,
poreczowki, do plecaka. Odbior.
Piotr: - Dobra, w porzadelu. Na razie. Czesc.
Jozek (resztkami glosu): - Do piatej!
* * *
Marek do dyktafonu (tzn. do Krowy): - No wiec, jak slyszales,
jest godz. 12:35. Piotrek jest na wierzcholku, jest wszystko OK, bracie.
Placze jak bobr, po prostu, placze jak bobr.
* * *
The Doors (z kasety): "Riders on the storm..."
Spisala:
Wioletta Gnacikowska
29.06.1995 r.
Inne artykuly i wywiady Wioletty
Gnacikowskiej
Akademicki Klub Gorski w Lodzi - Strona
Domowa
Do strony glownej (Main page)
Uwagi dotyczace Strony AKG Lodz prosimy kierowac do:
Tomek Papszun.
Data ostatniej modyfikacji (Last modified): 1997.03.07.