Ponizsza recenzja zostala zamieszczona w numerach 88 i 89 (styczen-luty 1997) Biuletynu Slaskiego Klubu Fantastyki i znajduje sie na naszych stronach za zgoda autorki.
Z niecierpliwoscia oczekiwalam nowego wydania "Wladcy Pierscieni" (wyd. Zysk i S-ka), ktorego kazdy tom mial sie pojawic osobno w pewnych odstepach czasu. Na razie trafil do ksiegarn tom pierwszy, "Bractwo Pierscienia". Poprawne i doslowne tlumaczenie tytulu bylo zachecajace (w oryginale to "The Fellowship of the Ring", wedlug Marii Skibniewskiej, poprzedniej tlumaczki, "Wyprawa"). Okladka, aczkolwiek cienka i latwo podatna na zniszczenie, rowniez wygladala zachecajaco: zlote napisy i piekna ilustracja Johna Howe'a. Kiedy jednak otworzylam ksiazke i zarlocznie zabralam sie za lekture, poczulam jak w miare czytania ogarnia mnie rodzaj zgrozy, a przede wszystkim zawod.
Wrazenie najdziwniejsze sprawialy nazwy i nazwiska majace znaczenie w jezyku angielskim i teraz przelozone na polski. Skibniewska przetlumaczyla niewielka ich czesc, Jerzy Lozinski staral sie przelozyc wszystkie. Tak wiec zamiast Hornblowerow, Bracegridlerow i Proudfootow mamy Rogaduchow, Pasopustow i Hardostopczykow. W miejsce Michel Delving pojawily sie Wielkie Ryty, Buckland to Jelenisko, Brandywina to Gorzawina, a w zwiazku z tym tlumacz pozwolil sobie na zamiane oryginalnej nazwy elfickiej Baranduin na Goranduine. Brandybuck (mieszkaniec Bucklandu nad Brandywina) to Gorzalen.
Niektore nazwy (zwlaszcza nieprzetlumaczalne, wlasne) zostaly spolszczone, czasem poprzez zmiane jakiejs czesci wyrazu, czasem przez zapis fonetyczny, np.: Sackville - Sakowo, Hobbiton - Hobbitow, Bree - Birowe (skupisko wiosek) lub Bir (jedna wioska; w oryginale jedna nazwa). Lorien i Lothlorien to Loria i Lotaloria. Wszystkie "th" zamieniono na "t" z wyjatkiem Thorina - ciekawe dlaczego. Wszystkie elfowe (ale wymawialne w angielskim) "w" zamieniono na "u"; w ten sposob powstala Aruena, boje sie co bedzie z Eowyn, ktora pojawia sie w drugim tomie. Tak samo w nazwach elfickich "c" to "k", a gdzie byl akcent nad "o" napisano "o". Wszystko to zrobiono w trosce o wymowe czytelnika, uwzgledniajac te uwagi w prologu.
Co sie tyczy nazwiska Baggins (ang. "bag" - worek, torba), to Tolkien wyraznie nie zyczyl sobie, aby z Powiernika Pierscienia robiono w przekladach Torbacza czy Workosza, wiec w tlumaczeniu Lozinskiego zmieniono tylko koncowke na bardziej swojska i Frodo figuruje jako Bagosz. Analogicznie z Bag End zrobiono Bagoszno (nie powiem z czym mi sie to kojarzy).
Osobna sprawa to imiona. Do ich tworzenia takze uzyto wyzej wymienionych sposobow, a wiec powstali: Meriadok (ang. merry - wesoly) - Radostek, Odo - Oldo (?), Otho i Lotho to Otto i Loto. Gollum to Gullum, i sluszne, bo imie pochodzi od odglosow, jakie wydawal wlasciciel. Samwise to Samlis - obawiam sie, ze tlumacz nie przeczytal wszystkich tomow, bowiem w trzecim dodatku (D) Tolkien tlumaczy to imie jako Polmedrek (ang. wise - madry). Dla mnie chytrosc (przypisywana zwykle lisowi) i madrosc to dwie rozne cechy. Wydaje sie wiec, ze tutaj Lozinski wykorzystal jedynie podobienstwo dzwiekowe. Co do imion, to czasem dla spolszczenia dodawano na koncu "o" jak Tad - Tado, a czasem na odwrot Folco - Folek. A zamiast Harry'ego mamy Piotra.
Porownujac przeklady angielskich nazw w obu tlumaczeniach, mozna zauwazyc wiele ciekawych rzeczy, a takze zestawic dwie rozne interpretacje. Na przyklad Mount Doom to u Skibniewskiej Gora Przeznaczenia, natomiast u Lozinskiego Gora Przekleta; Strider to Obiezyswiat lub Lazik (ostatnie tlumaczenie jest bardziej trafne, choc zbytnio kojarzy sie z samochodem terenowym). Podobnie Weather Top to Wichrowy Czub lub Swiszczowy Wierch, Enemy to Nieprzyjaciel lub Zly. Ponadto sa jeszcze Dziadunio lub Starzyk, Szaniec Umarlych lub Trupia Kotlina, a Rivendell (Tolkien w dodatkach podaje, ze to zwykla angielska nazwa) to u Lozinskiego Tajar.
Ciekawostka jest to, ze nieszczesny wierzchowiec Gandalfa, Shadowfax, w przekladzie Skibniewskiej nazwany nie wiadomo dlaczego Gryfem, w wydaniu MUZY oddany przyzwoicie jako Cienistogrzywy, przez Lozinskiego zostal przechrzczony na Szarogrzywego.
Rzecza zupelnie nowa byla zmiana nazwy krasnoludy na krzaty. W prologu tlumacz dokladnie wyjasnia co, dlaczego i jak. Nadmienie tylko, ze znowu wyciagnieto sprawe godnosci tych istot. Nie mam w tym wzgledzie wyrobionego zdania; z jednej strony krasnoludy rzeczywiscie nie sa zbyt trafnym, ani pieknym okresleniem, a z drugiej strony krzaty kojarza sie ze stworkami wielkosci myszy, wykonujacymi prace domowe podczas nieobecnosci gospodarzy (patrz basnie i podania ludowe). Wedlug mnie problem polskiego nazewnictwa angielskich dwarves pozostaje nadal otwarty.
Kiedy wyrazilam sie, ze tlumaczenie przejelo mnie zgroza, nie mialam na mysli tylko pomyslow slownych Lozinskiego, ale takze stylizacje i styl. Jesli chodzi o stylizacje, to w zamierzeniach tlumacza miala byc ona staropolska. Zgoda, jest. Tyle ze w ten sposob ksiazka stracila swoj angielski charakter. Jesli to ma byc cena za doslowne tlumaczenie, to dla mnie jest ona zbyt wysoka. Po raz pierwszy "Wladca Pierscieni" wydawal mi sie bezbarwny i nudny.
Byc moze pewien wplyw ma tutaj styl wlasny tlumacza. Brakuje pewnej glebi i nastroju podnioslosci, ktore odczuwa sie czytajac oryginal lub przeklad pani Marii. Mam zastrzezenia do powtorzen typu "Zza zakretu wypadl czarny kon, nie hobbitowy kucyk, lecz duzy kon" oraz do konstrukcji zwanych potocznie maslo maslane: "sluszna racja", "dzielny chwat", "mrozne zimno". Poza tym w takiej ksiazce nie powinno byc wyrazen typu "warunkowo wypuszczony przestepca". Nie spodobalo mi sie nazwanie Sama sluzacym (w przekladzie Skibniewskiej brzmialo to: sluga). W pewnym miejscu rozdzka Gandalfa to paleczka (tu naprawde ogarnela mnie zgroza), innym razem hobbicka nore nazwano jamka, a szlachetna pani elfow, Galadriel, zyskuje miano niewiasty. Jest to nieeleganckie, a takze niesluszne, gdyz niewiasta mozemy nazwac jedynie kobiete z rodzaju ludzkiego. Nieeleganckie i niesprawiedliwe jest takze uzywanie w dialogach Froda takich okreslen jak "prychnal", "burknal" czy wrecz "warknal". W oryginale czegos takiego nie bylo. Ponadto tlumacz wyjatkowo upodobal sobie slowo "mruknal", prawie w kazdym dialogu.
Nie ustrzegl sie takze bledow rzeczowych. Po pierwsze ubral Gandalfa w szary plaszcz z niebieskim kapturem. Jestem pewna, ze Tolkienowi chodzilo raczej o kapelusz, zwlaszcza ze plaszcz i kaptur sa zazwyczaj w tym samym kolorze. Po drugie na stronie 168 jeden z bohaterow mowi: "Ja ide osiodlac kuce i wybrac tego, ktory posluzy nam jako pociagowy". Tyle ze hobbitom potrzebny byl kucyk do dzwigania bagazy na grzbiecie, czyli juczny, a nie pociagowy, do wozu. Nastepne zdanie do korekty to: "Sam zdeptal plomien i zdusil obcasem iskierki". Caly problem w tym, ze hobbici nie nosili butow. W jednym miejscu Mount Doom to Orodruina (s.96), a na stronach 359, 360 Orodruin (wyraznie rodzaju meskiego). Ponadto sprawa z Zadlem, mieczem, ktory Bilbo darowuje Frodowi. Fragment ten wedlug Lozinskiego brzmi (s.412):
"Mam tutaj miecz [...] tyle, ze jak wiesz, byl zlamany. Dobrze go schowalem, zapomnialem jednak spytac platnerzy, czy nie daloby sie go wzmocnic. Teraz juz za pozno, ale pomyslalem sobie, ze byc moze przyda ci sie taki, jaki jest?"
Nie wiem po co Bilbo dawalby siostrzencowi uszkodzony miecz. Ten sam fragment u Skibniewskiej brzmi nastepujaco:
"Oto twoj miecz - powiedzial. - Ale jest zlamany, jak wiesz. Wzialem go na przechowanie, lecz zapomnialem spytac platnerzy, czy moga go naprawic? Teraz juz za pozno, przyszlo mi wiec na mysl, ze moze bys chcial miec ten, co?"
Niestety bledy pojawily sie rowniez dlatego, ze tlumacz nigdy wczesniej nie mial do czynienia z dzielami Tolkiena. Na przyklad s. 328 "Z rodu Finrod", powinno byc "Z rodu Finroda". To samo "Elfowi Medrcy, wladcy Eldaru". Eldar to nie kraina, ale nazwa elfow, ktora po polsku powinna brzmiec Eldarowie. Kolejnym bledem jest napisanie, ze Jedyny Pierscien mial kamien (s.373). Jako zabawna ciekawostke moge podac, ze u Skibniewskiej sa Straznicy i czatownik z wody, a u Lozinskiego Czatownicy i straznik wodny.
Zdaje sobie sprawe, ze moja recenzja jest raczej krytyczna, a krytyka ta jest czasem ostra. Jednak siegnelam po nowe tlumaczenie mojego ulubionego dziela (co wiecej, mojego ulubionego tomu) Tolkiena z radoscia, a odlozylam go z zawodem. Co prawda niektore kwestie, u Skibniewskiej nieco niejasne, tutaj sa bardziej przejrzyste, poprawiono kilka jej bledow, ale sa tez liczne bledy i usterki (przy okazji - w ksiazce brak mapki). Przeczytanie "Bractwa Pierscienia" bylo z pewnoscia dosyc niezwyklym doswiadczeniem. Z pewnym niepokojem czekam na dalsze tomy.
Agnieszka Stachura
Data ostatniej modyfikacji (Last modified): 1997.05.05.